Goście z Brukseli potwierdzili poparcie dla ukraińskich
reform, dla integralności terytorialnej kraju, poinformowali o przedłużeniu
sankcji wobec Rosji. Przywieźli także kilka prezentów takich jak obietnica
pomocy makrofinansowej, zwiększenie kwot eksportowych w kilku ważnych dla
Kijowa grupach towarowych. Odnotowano szybki wzrost obrotów handlowych pomiędzy
Unią i Ukrainą. Przy tej okazji warto zauważyć, że bardzo szybko rosną także
obroty w handlu Polski i Ukrainy. Polska jest najważniejszym w Unii odbiorcą
ukraińskich towarów i jednym z najważniejszych eksporterów.
Nie obyło się jednak na szczycie bez kropli goryczy. W
wyniku sprzeciwu Holandii nie doszło do ogłoszenia wspólnego komunikatu.
Droga Ukrainy do stowarzyszenia z Unią była wyjątkowo
nieprosta. Przypomnijmy – negocjacje umowy rozpoczęły się w 2008 roku i
ciągnęły się z niemałymi trudnościami aż do drugiej połowy 2013 roku.
Rezygnacja z podpisania wynegocjowanego dokumentu przez ówczesne władze stała
się przyczyną Euromajdanu, krwawych starć w stolicy Ukrainy oraz ucieczki
prezydenta Janukowycza do Rosji. W konsekwencji tych dramatycznych wydarzeń
doszło do aneksji Krymu przez Rosję oraz do rosyjskiej inwazji na wschodzie
Ukrainy i wojny w Donbasie.
W rezultacie – Ukraina, która była spośród krajów
Partnerstwa Wschodniego najbardziej zaawansowana we współpracy z Unią
Europejską, podpisała umowę stowarzyszeniową później niż Mołdawia i Gruzja. Jej
wejście w życie także nastąpiło później, bo na drodze do stowarzyszenia Kijów
napotykał przeszkody nie tylko u siebie w kraju oraz ze strony Moskwy, ale
także na zachodzie Europy. Największą z tych przeszkód było nieoczekiwane
ubiegłoroczne referendum w Holandii i równie nieoczekiwany jego rezultat. Wśród
głosujących wyraźną przewagę uzyskali przeciwnicy stowarzyszenia Ukrainy z UE, co
nie było zaskoczeniem. Niespodzianką było natomiast to, że wbrew sondażom
wzięło w nim udział więcej Holendrów niż wynosi wymagane przez konstytucję
minimum i dzięki temu stało się ono prawomocne, a jego rezultat obowiązujący.
Zaskoczenie rezultatem referendum było powszechne, bowiem
już wcześniej obie izby parlamentu w Hadze przegłosowały bardzo mocną większością
poparcie dla stowarzyszenia, żadna licząca się partia nie zamierzała go
blokować a opinia publiczna w Holandii wydawała się być dosyć odporna na
rosyjską propagandę. Sprawdziła się jednak stara prawda, że w referendum chodzi
zazwyczaj o co innego niż jest zawarte w pytaniach. Holendrzy głosując przeciw
Ukrainie dali wyraz swoim obawom co do szczelności europejskich granic, systemu
ochrony rynku pracy przed niechcianymi imigrantami oraz lękowi o przyszłość
Unii, która w dość powszechnej opinii potrzebuje raczej stabilizacji i
wewnętrznego umocnienia niż dalszego rozszerzania na wschód. Tego ostatniego,
co prawda umowa stowarzyszeniowa nie zapowiadała, ale Holendrzy woleli dmuchać
na zimne.
Ani Bruksela ani Kijów nie miały w ubiegłym roku planu „B”,
co robić w takiej sytuacji. Wymagało rzeczywiście nie lada wysiłku i
ekwilibrystyki ze strony dyplomacji unijnej oraz rządu holenderskiego, by
wrócić po kilkunastu miesiącach do procesu ratyfikacyjnego nie wnosząc zarazem
żadnej, nawet najmniejszej zmiany do samej umowy. Zadanie ułatwiła porażka populistów
holenderskich w wyborach parlamentarnych. W gruncie rzeczy zadowolono się
przyjęciem, a właściwie powtórzeniem znanego zresztą od początku negocjacji
stanowiska, że stowarzyszenie z Unią nie jest obietnicą przyszłego członkostwa
w niej. Stworzona została też dodatkowa procedura czasowego zawieszania lub
ograniczania bezwizowego ruchu granicznego dla Ukraińców, a także obywateli
innych krajów, w przypadku gdy strona unijna albo któryś z krajów członkowskich
nabierze uzasadnionych obaw co do skutków tego prawa.
W tym kontekście, raczej nie może dziwić stanowisko
Holendrów, którzy sprzeciwili się umieszczeniu w komunikacie końcowym
ostatniego szczytu UE – Ukraina stwierdzenia wyrażającego aprobatę dla europejskich
aspiracji Kijowa. Tak świeżo po holenderskim referendum i bezpośrednio po
niemal akrobatycznej powtórnej ratyfikacji umowy przez Hagę, nie należało raczej
oczekiwać innego stanowiska.
Kwitując pierwsze pozytywne rezultaty zwrotu Ukrainy na Zachód,
prezydent Petro Poroszenko zapowiedział na spotkaniu z przywódcami unijnymi w
Kijowie, że jego kraj będzie dążył do udziału w unii celnej, energetycznej,
rynku zamówień publicznych i w porozumieniu z Schengen. A więc - będzie
koncentrował się na perspektywie praktycznej i średniookresowej. To jest chyba
właściwsza droga niż ciągłe upominanie się o uznanie przez wszystkie kraje
europejskich aspiracji.
Może za dwa lub trzy lata, jeśli nie spełnią się czarne
scenariusze odnośnie przyszłości Unii, jeśli Ukraina przyspieszy z reformami a
więzi społeczne i gospodarcze łączące ją z krajami europejskimi umocnią się, to
będzie można mówić o europejskiej perspektywie nie tylko w publicystyce
politycznej ale i w dokumentach międzyrządowych i unijnych.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz