Jesienią 2014 roku, ku zaskoczeniu
większości obserwatorów, Front Ludowy wygrał wybory parlamentarne uzyskując
więcej głosów niż faworyzowany, proprezydencki Blok Petra Poroszenki. Kolejnym
sukcesem Jaceniuka był fakt, że koalicja większościowa, utworzona w parlamencie
przez pięć wywodzących się z Majdanu partii politycznych, właśnie jemu
powierzyła wtedy ponownie urząd premiera. Warto przypomnieć, że stało się tak
mimo sprzeciwu prezydenta, który na stanowisko szefa rządu mocno forsował
swojego protegowanego, byłego mera Winnicy Wołodymyra Hrojsmana, który
ostatecznie został przewodniczącym parlamentu.
Prezydent, przymuszony do
akceptacji Jaceniuka przez politycznych partnerów z koalicji, a także przez
presję ze strony USA i innych krajów zachodnich, wytykał wszystkie potknięcia
rządu i rzadko ukrywał swoją niechęć wobec premiera, stylu jego przywództwa
oraz powiązań biznesowych. Jednak to nie „szorstka przyjaźń” ze strony
prezydenta stała się główną przyczyną spadku popularności premiera.
Najważniejsze było to, że wbrew powszechnym
nadziejom społecznym nie doszło do poprawy sytuacji materialnej zwykłych ludzi.
Wojna z Rosją doprowadziła do załamania gospodarki, dewaluacja hrywny
pociągnęła za sobą skokowy wzrost inflacji a podwyżki opłat za usługi komunalne
zostały bardzo źle przyjęte przez społeczeństwo. Latem 2015 roku dość
powszechnie mówiono o całkowitym bankructwie Ukrainy.
Dodajmy do tego korupcję, nadal
wszechobecną w aparacie władzy i zrośniętym z nim biznesem, która po Majdanie
raziła znacznie bardziej niż wcześniej.
Dodajmy do tego kłótnie w koalicji rządowej, krytykę ze strony zachodnich
partnerów i organizacji pozarządowych za słabe tempo reform, przerwanie
współpracy z Międzynarodowym Funduszem Walutowym itd., itp.
Wszystko to szło na konto
premiera i jego partii, która jesienią ub. roku nie zdecydowała się nawet wziąć
udziału w wyborach lokalnych, gdyż w sondażach poparcie dla niej oscylowało ok.
1-2 proc.
Oczywiście nie wszystko było tak
źle. I nie za wszystko, co złe odpowiadał rząd i osobiście jego premier. Wojna
i związane z nią załamanie stosunków gospodarczych z Rosją, najważniejszym
poprzednio partnerem handlowym kraju leżały poza zakresem wpływu Jaceniuka. Za
hamowanie tempa reform bardziej niż rząd odpowiedzialny jest zdominowany przez
lobbystów i biznesmenów parlament, gdzie ugrzęzły dziesiątki rządowych
projektów ustaw uzgodnionych wcześniej z USA i Unią Europejską. Korupcja, do
walki z którą Jaceniuk wyraźnie nie miał serca, to także specjalność nie tylko
jego środowiska politycznego. O otoczeniu prezydenta nie mówi się lepiej.
Gwoli sprawiedliwości trzeba
przyznać, że rządowi Jaceniuka udało się wiele rzeczy osiągnąć. Po pierwsze –
udało się ochronić kraj od bankructwa. W sierpniu 2015 r. zawarte zostało
porozumienie o restrukturyzacji zadłużenia zagranicznego, we wrześniu
zatrzymany został spadek gospodarki. Wyniki za ostatnie dwa kwartały wskazują,
że tendencja wzrostu PKB utrwala się. Udało się uniezależnić kraj od dostaw
gazu z Rosji. Utworzona została nowa policja ciesząca się – póki co – dużym
zaufaniem społecznym w odróżnieniu od dawnej milicji. Postępuje reforma
decentralizacyjna i samorządowa, utworzono niezależną prokuraturę
antykorupcyjną.
Opinia publiczna, a także
przyjaciele Ukrainy za granicą oczekiwali jednak znacznie więcej.
Już od schyłku ubiegłego roku
zaczęto mówić o nieuniknionej dymisji premiera. Okazja miała się nadarzyć
podczas głosowania sprawozdania z pierwszego roku prac rządu w lutym 2016.
Wtedy też pojawiło się pytanie, co nastąpi potem. Czy przedterminowe wybory,
czy też może raczej przeformatowanie koalicji? Odpowiedzi na to pytanie długo
nie było. Dlatego też chociaż parlamentarzyści najpierw przegłosowali, że rząd
działał nieskutecznie, to w kolejnym głosowaniu odrzucili wniosek o jego
dymisję.
Przedterminowe wybory nie są dziś
pożądanym wariantem dla partii mających największe frakcje w parlamencie –
Bloku Petra Poroszenki i Frontu Ludowego. Wyborów nie chcą też zachodni
partnerzy Ukrainy, lękając się o program reform i stabilizacji gospodarki
finansowany przez te kraje oraz przez międzynarodowe instytucje finansowe.
Sondaże wskazują na rosnące poparcie dla ugrupowań radykalnych,
nacjonalistycznych i populistycznych. Na wschodzie i południu kraju umacniają
swe pozycje siły wywodzące się z janukowyczowskiej Partii Regionów. Utworzenie
w takich warunkach proreformatorskiego rządu byłoby niełatwe.
Pod naciskiem prezydenta Arsenij
Jaceniuk podał się w końcu do dymisji, a BPP i FL uzgodniły utworzenie nowej dwupartyjnej
koalicji i kandydaturę nowego premiera. Ma nim zostać Wołodymyr Hrojsman, co
oznaczać będzie zasadnicze umocnienie pozycji prezydenta na scenie politycznej.
FL dostanie rekompensatę w postaci stanowiska przewodniczącego parlamentu.
Rozpatrywany przez wiele tygodni wariant utworzenia „rządu technicznego” pod
kierownictwem apolitycznej minister finansów Natalii Jareśko nie znalazł
poparcia deputowanych. Jej twarde warunki – oznaczające de facto odsunięcie
partii politycznych i związanych z nimi lobbystów i biznesmenów od wpływu na
działalność rządu okazały się nie do przyjęcia. Obawiano się też, że
bezkompromisowy kurs reformatorski kojarzony z osobą Jareśko, w nieunikniony
sposób doprowadziłby wkrótce do politycznego przesilenia i nowych wyborów.
Ugrupowania wchodzące do
poprzedniej koalicji rządowej długo się wahały jaką podjąć decyzję. Przodująca
obecnie w sondażach partia Julii Tymoszenko zdecydowała się ostatecznie
pozostać poza rządem. Dla niej wariant przedterminowych wyborów byłby
najlepszym rozwiązaniem, zanim umocni się środowisko stawiające na obecnego
gubernatora obwodu odesskiego, byłego prezydenta Gruzji Micheila Saakaszwili.
„Samopomicz” kierowana przez mera Lwowa Andrija Sadowego też raczej pozostanie
na razie poza rządem. Partia Radykalna waha się do dzisiaj między swoim
deklaratywnym radykalizmem a chęcią pozostania w grze, gdyż wśród ugrupowań o
podobnym charakterze ostatnio idzie w górę „Ukrop” finansowany przez oligarchę
Ihora Kołomojskiego.
I kluczowe pytanie – jak długo
przetrwa nowy rząd? Jeśli sytuacja w gospodarce nadal będzie się stabilizowała
a działania wojenne nie zostaną wznowione, to społeczeństwo może zacząć jeszcze
w tym roku odczuwać pewną poprawę sytuacji. Tym niemniej, mało kto wierzy, że
przetrwa on do końca konstytucyjnej kadencji obecnego parlamentu – tzn. do 2019
roku.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz