piątek, 1 stycznia 2016

WIZYTA JOSEPHA BIDENA W KIJOWIE – PRZESTROGI I ZACHĘTY

Częściej rozmawiam z waszym prezydentem niż z własną żoną – zażartował po przyjeździe do Kijowa amerykanski wiceprezydent Joseph Biden. Chociaż z zasady nie odgrywa on w amerykańskiej polityce zagranicznej wiodącej roli – to w kwestiach związanych z kryzysem konfliktem rosyjsko – ukraińskim i wsparciem dla Ukrainy jest niewątpliwym koordynatorem wszystkich działań administracji Baracka Obamy.

Czasem wydaje się, że Waszyngton schowany jest w sprawach ukraińskich nieco z tyłu, za partnerami europejskimi - Niemcami i Francją - oraz za międzynarodowymi instytucjami finansowymi. Politycy ukraińscy (polscy pewno zresztą też) chcieliby większej aktywności USA w działaniach na rzecz rozwiązania konfliktu rosyjsko - ukraińskiego. Niezależnie od tego - zarówno władze w Kijowie jak i ukraińska opinia publiczna widzą w Stanach najważniejszego sojusznika, a także - partnera, arbitra, protektora i opiekuna.

Ukraińcy oczekiwali wizyty wiceprezydenta USA z różnorodnymi nadziejami i obawami. Amerykanie dają przecież władzom w Kijowie duże pieniądze, „załatwili” restrukturyzację zadłużenia zagranicznego. Przyjeżdża do nas rewizor – żartowali niektórzy obserwatorzy przywołując znaną komedię Gogola. Stało się już oczywistością, że to od Zachodu – a nie od własnych przywódców - oczekuje się obecnie w Kijowie reformatorskich impulsów. Przed wizytą przyspieszyły prace w parlamencie, powołano prokuraturę antykorupcyjną, główny lobbysta – kojarzony z korupcją - w otoczeniu premiera złożył mandat deputowanego do parlamentu.

Pojawiły się spekulacje, że polecą głowy w rządzie. Przed ambasadą USA pikietowali przeciwnicy premiera Arsenija Jaceniuka oczekujący, że gość z Waszyngtonu doprowadzi do jego dymisji. Dziennikarze spekulowali na temat nazwisk kandydatów na nowego szefa rządu – w tym gronie mieli być przewodniczący parlamentu Wołodymyr Hrojsman, minister finansów Natalie Jaresko (do niedawna obywatelka USA) oraz Micheil Saakaszwili. Amerykanie mieli jednak inne priorytety.

Były ambasador USA w Kijowie Carlos Pascual mający nadal swój udział w kształtowaniu polityki Waszyngtonu stwierdził na łamach „Washington Post”, że największym wyzwaniem dla Bidena jest zmuszenie prezydenta i premiera Ukrainy żeby pracowali razem i trzymali się jednoznacznej linii reform. Ukraina otrzymała drugą szansę (po zmarnowanym zwycięstwie pierwszego Majdanu – JK) na ustanowienie prawdziwej demokracji – powiedział w Kijowie Biden. Trzeciej szansy może już nie być.

Zarówno Petra Poroszenkę jak i Arsenija Jaceniuka uważa się w Stanach za reformatorów, ale dostrzega się też, że reprezentują oni przede wszystkim swoje gospodarcze klany, z czego wynika wiele niekonsekwencji i opóźnień w działaniach władz. W największym stopniu dotyczy to walki z korupcją, która jak prosto w oczy powiedział Biden w ukraińskim parlamencie jest nie do pogodzenia z demokracją.

Reformy – jak oceniają obserwatorzy z USA - okazały się dla władz ukraińskich zadaniem trudniejszym niż to przewidywano. Zmiany zderzają się z interesami wielkich oligarchów ale także lokalnych kacyków i różnych grup społecznych. Ich sensu nie rozumie zdezorientowana publiczność i media. Nikt nie zauważa poprawy sytuacji gospodarczej w ostatnich miesiącach ani nawet poprawy pozycji kraju w rankingach. Zdecydowaną krytykę w parlamencie ukraińskim i poza nim wywołują reformy i zmiany, które wprost wynikają z oczekiwań partnerów zachodnich – USA, Komisji Europejskiej, MFW i Banku Światowego. Chodzi np. o likwidację upadających banków komercyjnych, o reformę podatkową, emerytalną, o wyższe taryfy na usługi komunalne.

Biden docenił w czasie swojego pobytu w Kijowie postęp w prowadzeniu reform i zauważył oznaki wzrostu gospodarczego. Zadeklarował też „silne poparcie” dla rozpoczętej na Ukrainie decentralizacji i reformy konstytucyjnej. Słowa wiceprezydenta USA w parlamencie, że dla polityka są sprawy ważniejsze niż osobista popularność i że warto o tym pomyśleć przy głosowaniu ustaw warunkujących porozumienie z MFW zabrzmiały jak memento dla wielu polityków ukraińskich przekonanych, że „jakoś to będzie”, że Zachód i tak zawsze pomoże.

Amerykański ambasador w Kijowie, Geoffrey Pyatt, w wywiadzie dla Głosu Ameryki udzielonym bezpośrednio po wizycie Bidena, na pytanie dziennikarki o stan reform w Ukrainie odpowiedział nieco filozoficznie, że szklanka jest w połowie pełna. Ma to chyba znaczyć, że jest lepiej niż się na ogół myśli. Są dziedziny, w których tempo reform może satysfakcjonować. Ukraina przeprowadziła w ciągu ostatniego roku więcej ustaw reformatorskich niż w ciągu całej swego okresu niepodległości. Ambasador zaapelował jednak o uporządkowanie priorytetów i wytrwałość. Trudności same nie ustąpią „przez rok, czy przez dwa lub trzy”.

Wygląda na to, że destabilizacja sceny politycznej, proces tworzenia nowej koalicji i nowego rządu, albo - co najgorsze - nowe wybory parlamentarne to - według Amerykanów - byłby najgorszy scenariusz. Dlatego starają się oni utrzymywać równy dystans wobec prezydenta i premiera demonstrując wobec nich ostrożną i ograniczoną życzliwość. Żaden z głównych liderów politycznych nie usłyszał od Bidena w czasie jego pobytu w Kijowie słów zachęty do zainicjowania politycznego przesilenia. Na odwrót - teraz trzeba wygrać czas dla reform, uchwalenia budżetu i uzgodnienia warunków otrzymania kolejnych transz pomocy z MFW.

Wizyta wiceprezydenta USA w Kijowie miała też oczywiście swój kontekst geopolityczny. Były ambasador USA w Moskwie Michael Mc Faul podkreślił na swoim Twitterze, że podróż do Kijowa jest przede wszystkim sygnałem dla Kremla, że USA nie są zmniejszą swego zainteresowania rosyjską agresją na Ukrainę w zamian za jakiś rodzaj współpracy z Moskwą w Syrii.

Padły słowa o rosyjskich bandytach kierowanych przez Moskwę i o tym, że USA stoją u boku Ukrainy przeciwko rosyjskiej agresji, ale nie było mowy o pomocy w odzyskaniu terytoriów okupowanych. Tych, którzy liczyli, że wizyta wiceprezydenta będzie sygnałem zmiany raczej zachowawczej do tej pory polityki amerykańskiej spotkało rozczarowanie. Biden podkreślił, że USA nie zgodzą się na zmianę granic za pomocą siły, ale dał też do zrozumienia, że dostawy broni ofensywnej z USA dla Ukrainy nie wchodzą w grę i że w opinii administracji prezydenta Obamy rozwiązanie konfliktu jest możliwe wyłącznie na drodze dyplomatycznej. USA nie pozostawiły też złudzeń w innej sprawie deklarując publicznie, że „format normandzki” jest na dziś optymalny dla poszukiwania rozwiązania konfliktu na wschodzie Ukrainy.

Jednym zdaniem – strategia USA wobec Ukrainy to zachęta i daleko idąca pomoc na rzecz zdecydowanego przyspieszenia reform i modernizacji kraju - nawet za cenę wyrzeczeń i utraty popularności przez obecnie rządzących. Są też w tej strategii przestrogi pod adresem Ukraińców, żeby nie ulegali złudzeniom populizmu i nie zaczynali na nowo politycznej gry o władzę zanim nie zakończyli tego, co obiecali wyborcom. Nikt za nich nie postawi na nogi ukraińskiej gospodarki i nie wypleni korupcji. Nikt nie weźmie też na siebie zadania wypędzenia siłą agresorów z Ukrainy. Niemożliwy do rozwiązania w krótkim horyzoncie konflikt z Rosją ma pozostać zamrożony do lepszych czasów, kiedy Ukraina będzie mocniejsza gospodarczo i politycznie.

Czy politycy w Kijowie odczytali to przesłanie od swojego najbliższego sojusznika? Na pewno nie wszyscy. Kilka dni później parlamentarzyści ukraińscy dopisali post scriptum do pochlebstw Bidena, który chciał w nich widzieć „ojców założycieli” ukraińskiej demokracji. Przedstawiciel koalicyjnej, prezydenckiej frakcji zaatakował fizycznie w niezwykle chamski i brutalny sposób premiera Jaceniuka w czasie jego wystąpienia w Radzie.

I dzięki temu ukraińska demokracja i parlamentaryzm znów miały swoje „pięć minut” w światowych mediach – także rosyjskich i amerykańskich, które poświęciły incydentowi więcej czasu niż wizycie amerykańskiego wiceprezydenta w Kijowie.

http://www.forum-ekonomiczne.pl/article/wizyta-josepha-bidena-w-kijowie-przestrogi-i-zachety/#.VokK5TZIiwk

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz