Niedawno zmarł francuski pisarz Maurice Druon. Miał 90 lat. Czytałem namiętnie jego książki jakieś dwadzieścia lat temu. Pisał powieści historyczne. W swoim czasie wydawały mi się one w swej formie i konstrukcji powieściowej intrygi bardzo współczesne. W każdym razie inne niż polska powieść historyczna.
W związku z tym małe wspomnienie. W końcu 2005 roku, bodajże w listopadzie, miałem możliwość poznać Druona osobiście w Kijowie w dość nieoczekiwanych okolicznościach. Było to wkrótce po rozpoczęciu mojej ambasadorskiej misji, dosłownie następnego dnia po moim pierwszym, kurtuazyjnym spotkaniu z rosyjskim ambasadorem, Wiktorem Czernomyrdinem. Nie było ono zbyt udane z powodu protokolarnej wpadki Rosjan. O tym szerzej - w innym miejscu. Żeby mi tę swoją niezręczność jakoś wynagrodzić, ambasador wręczył mi zaproszenie na koncert. Czernomyrdin miał, o czym wtedy jeszcze nie wiedziałem, markę dość wyrafinowanego melomana. Wyrafinowanego oczywiście jak na dyplomatę. W sezonie, praktycznie w każdym miesiącu organizował koncerty muzyki klasyczne, najczęściej rosyjskiej i ukraińskiej. Zaproszenia na te koncerty dostawali nie wszyscy. Z korpusu dyplomatycznego tylko ważni lub zaprzyjaźnieni. Spośród polityków ukraińskich z nowego "pomarańczowego" rozdania praktycznie nie było nikogo. Za to licznie byli reprezentowani przedstawiciele ekipy byłego prezydenta Leonida Kuczmy (łącznie z nim samym), a także wielki biznes.