Od aneksji Krymu stało się oczywiste, że Kreml źle życzy Ukrainie. Że chce zniszczyć gospodarkę ukraińską, a nawet i państwowość - mówi dyplomata Jacek Kluczkowski, były ambasador w Ukrainie i w Kazachstanie.
Plus Minus: Gdy rozmawialiśmy, dzień przed napaścią Rosji na Ukrainę, nie spodziewał się pan pełnowymiarowej wojny konwencjonalnej – z bombami, ostrzałem rakietowym, atakami na dzielnice mieszkalne, żłobki, przedszkola, szpitale. Jak pan sądzi, dlaczego do tego doszło?
Rzeczywiście, sądziłem, że nawet jak dojdzie do użycia sił zbrojnych, co już wtedy wydawało się przesądzone, to będziemy mieli do czynienia z wojną – jeśli można użyć takiego określenia – „podprogową", która będzie miała przede wszystkim wymiar psychologiczny, hybrydowy i będzie się dobrze sprzedawała w rosyjskiej propagandzie. Że nie będzie ona trwała dłużej niż dwa–trzy dni, a użycie wojska zostanie ograniczone do obszarów wschodniej Ukrainy i może niektórych obiektów wojskowych na północy kraju. Przyjęcie takiego scenariusza osłabiłoby możliwe negatywne reakcje świata, a z czasem niektórzy przedstawiciele mocarstw zachodnich być może znów zaproponowaliby jakieś nowe porozumienie Ukrainy z Rosją, coś w rodzaju „Mińsk 3".
Ale Putin poszedł inną drogą.
Informacje wywiadu amerykańskiego i brytyjskiego okazały się nad wyraz precyzyjne. Szef państwa rosyjskiego zdecydował się na frontalny atak, żeby zdestabilizować Ukrainę, zniszczyć jej zdolności obronne i cały system kierowania państwem. On chce nie tylko osłabić Ukrainę, ale ją rozczłonkować i podporządkować Rosji. I nie obchodzą go ani aspekty humanitarne, ani – przynajmniej na razie – reakcja cywilizowanego świata. Zadbał, żeby do obywateli Rosji nie docierała żadna niezależna informacja. Ostatni rozmówcy Putina, prezydent Francji Emmanuel Macron i kanclerz Niemiec Olaf Scholz, zaobserwowali z lękiem, jak wynika z różnych przecieków z ich otoczenia, niepełną równowagę psychiczną tego człowieka.
Putin ma na punkcie Ukrainy prawdziwą obsesję maniakalną i często daje jej wyraz. Pamiętam jego wściekłą reakcję po dosyć niewinnej wypowiedzi prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego w jakimś wywiadzie prasowym w 2005 r. – nasz prezydent zauważył wtedy, że istnienie niepodległej Ukrainy jest gwarancją, iż nigdy nie odrodzi się w starym kształcie imperium rosyjskie czy radzieckie. Potem mieliśmy wypowiedź Putina w Bukareszcie o Ukrainie jako upadłym i niespełnionym państwie. Następnie wystąpienie w Monachium, a ostatnio różne pseudohistoryczne rozprawy. Czy to nie jest dowód obsesji?